Żyjemy w czasach, gdy każdy musi być szczęśliwy, bycie szczęśliwym, zmotywowanym jest w modzie. Oczywiście za pomocą mediów społecznościowych, to szczęście należy pokazywać całemu światu. Inaczej być nie może. Jeżeli nie pokażesz swojego szczęścia na instagramie, to ono nie istnieje.
A co wchodzi w skład super szczęścia? Piękno, pieniądze, no i oczywiście - miłość! Bez miłości być nie może, bez miłości nikt nam nie zazdrości.
Zaczynam się zastanawiać, czy jeżeli nie zmienimy swojego statusu na facebook'u, to czy możemy uznać nasz związek za prawdziwy? Jeżeli możemy, to nie rozumiem o co chodzi w tej całej zmianie statusu.
Chodzi o to, że bardziej od kochania liczy się teraz pokazanie miłości. Konkurujemy ze sobą nie tylko na polu finansowym, społecznym czy urodowym ale także miłosnym. Bo w końcu wszystkie wcześniejsze elementy są tylko drogą do zdobycia jak najlepszego partnera czy partnerki.
Jak bardzo kochamy się pocieszać patrząc, że nasza największa rywalka, mimo że wygrała z nami na każdym polu to w tym końcowym starciu przegrała!
"A ta jest z tym, yhymmmm -trafiło ślepej kurze ziarno. A ta, taka ładna, mądra a z hydraulikiem".
I nagle nasz Kazik mechanik, nie jest już taki zły, bo ma więcej zębów niż Zbigniew Maryśki.
Konkurencja, konkurencja.
Z każdej strony walka, a mnie to męczy. Najstraszliwszy jest ten obrzydliwy i męczący fałsz, przyjmowanie pozy - wszytko w moim życiu jest idealne. Czy my musimy być szczęśliwi, na chama nawet gdy nie jesteśmy?
Nie. Mam prawo do bycia nieszczęśliwą! Tak, mam to prawo. Mam prawo usiąść w domu i płakać, tak długo i tak głośno jak tylko mi się podoba, a inni niech sobie grają w te swoje nudne gierki, pozory wspaniałego życia i płaskiego brzucha. Ja mam swoje cudowne, oczyszczające, błogie prawo do bycia nieszczęśliwą.
Z tego prawa lubię też dość często korzystać, a może nawet lekko je nadużywać.
Należę do ludzi z gatunku masochistów, którzy bardzo szybko mogliby ułożyć sobie życie i przestać beczeć w poduszkę ale tego nie zrobię. Zawszę będę chciała więcej niż mogę mieć i nigdy nie będę zadowolona z tego co mam, chyba niektórzy nazywają to ambicją.
Bez problemu mogłabym jeszcze dziś umówić się z przynajmniej pięcioma kandydatami na randki i spośród grona nieszczęśliwców, którzy dali się uwieść tym wielkim błękitnym oczom, wyłonić zwycięzce. Ale tego nie zrobię. Nie zrobię, ponieważ chcę więcej niż mogę mieć. Chcę kogoś kto dziś nigdy na mnie nie spojrzy, bo reprezentuje sobą o wiele więcej niż ja. Ale wolę być sama niż obniżać standardy. W końcu nigdy nie zdobędę to czego pragnę, jeżeli zgodzę się na byle co.
Ludzie mnie nie potrafią zrozumieć. Nie mieści im się w głowie jak ktoś taki jak ja może być sam, pomimo że tak bardzo nie chce. Przecież w okół tylu chętnych.
Bardzo trafnie podsumowała to w jednym ze swoich wywiadów Kayah*:
" W życiu bywa tak jak po koncercie w hotelu, kiedy stoję na scenie i chce mnie ileś tysięcy ludzi. Każdy by oddał wiele, żeby tę chwilę ze mną pobyć. Schodzę ze sceny, idę do hotelu, ciągnę walizę, mijam ileś tam dziesiątek drzwi, za którymi nikt na mnie nie czeka. Wchodzę do swojego pokoju, siadam, biorę telefon i dzwonię do NIEGO a on nie odbiera...I tak bardzo często w życiu jest, że te osoby które my bardzo chcemy, chcą mniej".
I tak, nie należy cieszyć się z cudzego nieszczęścia. To chyba nawet nie jest radość. To pocieszenie, że nawet tak cudowne kobiety jak Kayah, przeżywają te same problemy, miewają tak samo beznadziejne momenty i też zostają odrzucone. Zostają ze swoimi marzeniami, nadziejami i sercem trzymanym w ręce, same na fotelu, z tym wielkim zdziwieniem na twarzy. Sam na sam ze swoim rozczarowaniem i nigdy nie wiadomo, co z tym sercem dalej zrobić, dać komuś innemu? Nie da się, już szybciej skora bym była wyrzucić je do kosza.
I wyrzucam, mówiąc sobie- nigdy więcej.
Po czasie, z pokorą grzebię w śmieciach i je wyciągam.... i za każdym razem żałuję.
Z.
* wywiad z programu Pauliny Młynarskiej "Lustro" .
Komentarze
Prześlij komentarz